Córka mi powiedziała, żebym znów pojechała zarobić, pomóc jej jak zawsze, bo kiedy byłam we Włoszech, wszystkim im się tak dobrze żyło, a teraz mają trudniej i wszystko przez mnie.
Przez wiele lat pracowałam we Włoszech. Wyjechałam tam dawno temu ze swoją ciotką Agatą z naszej wioski. Wtedy było to rzadkością – kobiety z Polski nie wyjeżdżały masowo do pracy za granicę, więc kiedy wracałam do wioski, uważano mnie za prawdziwą bogaczkę i bardzo nowoczesną kobietę.
Nikt nie zdawał sobie sprawy, jak ciężko pracowałam i jak drogo kosztowały mnie te zarobione pieniądze. Ludzie zazwyczaj widzą tylko wynik, nie widzą, jak się czegoś osiąga, przez co trzeba przejść, tylko patrzą na zarobione pieniądze, ubrania, samochody i zazdroszczą, nie mając pojęcia, jak trudno się to wszystko zdobywa.
Zawsze mówiłam wszystkim, że pracuję za granicą tylko dla swoich dzieci, mam ich trójkę: dwóch synów i córkę. Lata mijały szybko, moje dzieci dorosły i założyły własne rodziny.
Nawet wesela wszystkim swoim dzieciom zorganizowałam na swój koszt. Sam chciałem, aby miały piękną uroczystość i dobrze pamiętały troskę i dobroć swojej matki. Przez te lata każdemu z nich kupiłam mieszkanie.
Postanowiłam zarobić coś dla siebie i wrócić do domu. Włochy były dla mnie trudne, postanowiłam wrócić do Polski, bo przez te wszystkie lata tęskniłam za swoim rodzinnym domem.
Tym razem swoim dzieciom, jak zawsze, nie dałam pieniędzy, przywiozłam tylko upominki, zabawki dla wnuków, pieniądze postanowiłam odłożyć na przyszłość, bo czasy są trudne.
Moje dzieci bardzo zdziwiły się, bo każde z nich miało swoje plany na mnie i moje pieniądze, które według nich powinnam im oddać. Już planowali, co kupią i jak poprawią sobie życie za pieniądze, które im dam, bo za każdym razem, kiedy wracałam do Polski, tak właśnie było.
Ale tym razem postanowiłam nikomu nic nie dać, odnowić stary dom mojej matki i zostawić pieniądze na życie dla nas obu, bo muszę się nią zaopiekować.
Po gościnie u dzieci pojechałam do wioski, bo bardzo tęskniłam za mamą, spieszyłam, żeby ją ucieszyć, że zostanę, że już nigdzie nie pojedę, że nigdy więcej nie będzie sama.
W duszy było mi smutno, bo rozumiałam, że to jedyna najbliższa mi osoba, która ucieszy się z takiej wiadomości. Zanim zdążyłam wyjechać, moje dzieci zaczęły dzwonić do mnie coraz rzadziej.
A potem niespodziewanie zadzwoniła córka. Zaprosiła mnie na swoje urodziny. Bardzo ucieszyłam się z tego telefonu, kupiłam jej kwiaty i jej ulubione perfumy.
A kiedy goście się rozeszli, podeszła do mnie i powiedziała, że chce, żebym dała jej pieniądze, bo marzy o otwarcie własnego biznesu.
Wytłumaczyłam córce, że też muszę żyć na coś i nie mam już tyle pieniędzy, co kiedyś, i nie będę mogła zarobić czegoś w najbliższym czasie nawet dla siebie, ale szukam teraz pracy.
Powiedziała, żebym znów pojechała zarobić, pomóc jej jak zawsze, bo kiedy byłam we Włoszech, wszystkim im się tak dobrze żyło, a teraz mają trudniej i wszystko przez mnie.
Odmówiłam, wytłumaczyłam, że wiek już nie ten. Teraz nawet jedyna córka nie chce ze mną rozmawiać, obraża się. A co dopiero mówić o synach. Czy na tyle lat ciężkiej pracy zasługuję na takie podziękowanie?
Przykro, że tylko mama cieszy się, że nie pracuję ciężko i zostaję w domu, jej jest tak dobrze ze mną, a mi z nią. Ale co mnie czeka na starość? Kto się mną zaopiekuje?
Zdjęcie ilustracyjne.